historia Hani



Siedzimy z A. przy wspólnym stole, w wynajmowanym przez naszych rodziców mieszkaniu. Zajadamy kisielem pozostałości po obiedzie zjedzonym z częścią jej rodziny . Temat główny: nauka. Myślimy o tym, że najprawdopodobniej życie jest niesprawiedliwe skoro jedni spędzają przy książkach całe sobotnio-niedzielne dnie, a drudzy w tym czasie spacerują (czyt. imprezowo spędzają czas w gronie licznie nieznanych znajomych- tak, wiecznie trwająca studencka integracja) i zarówno jedni, jak i drudzy, najprawdopodobniej przeżyją poniedziałkowe kolokwium, z tym, że ci pierwsi, będą musieli przeżyć kolejne dni tygodnia z nieco przegrzanym mózgiem, a drudzy przekierują swoje siły umysłowe w zupełnie inną naukową codzienność. Ale nie o tym będę pisać. Będę pisać historię Hani.
                
Każdy wie, że temat nauki jest wysoce interesujący, dlatego tak łatwo przejść automatycznie do historii rodzinnych. Rozmawiamy o naszych matkach, o ojcach mniej, ale i o babkach. I przy tych się zatrzymajmy. 

 Babka A. nie była babcią, było babką, tak jak piszę. Jeśli ktoś miał to szczęście posiadać babkę, wie dobrze, czym pewnie różni się takowa od babci, zarówno jak Ci, którzy mogą poszczycić się posiadaniem (choć to złe słowo, bo przecież z uporem powtarzam, że nie można posiadać człowieka, tak jak pewnie wszystko inne, co na tym świecie) już wymienionej babci. A więc, jednego dnia, pewnie jeszcze w czasach wojennych ,do babki A. przychodzi Hania. Przyjście to musiało być trudne, ponieważ ledwie stała  o własnych siłach. Przyszła z prośbą, aby ta przyjęła ją do siebie, w zamian za jej pomoc.  B. bez wahania zgodziła się, bo jako dorosła i odpowiedzialna osoba wiedziała, że ma wiele pracy na roli, a pogodzenie jej z szeroko rozumianym odchowaniem dzieci, było niezwykle trudne. Gloria! I stało się. Hania po kilku tygodniach przybrała na wadze, zyskała siły i zaczęła swoją pracę. Jako służka, ale nie taka, która kojarzy się z wykorzystaniem czyjeś pracy, nie tylko odchowała, ale i wychowała dzieci babki A., a potem samą A. i jej siostrę M. A. ze łzami w oczach wspomina Hanię. Kisiel poszedł w odstawkę. A. z uśmiechem opowiada o oszukańczej grze w karty, spędzaniem wspólnie czasu, zostawianiem z Hanią pod nieobecność rodziców. Z rozbawieniem wspomina niezwykłą uczciwość i szczerość swojej towarzyszki, która nie raz ocierała się o przesadę, na przykład w sytuacji, gdy ktoś znany i komu można było zaufać, prosił o pożyczenie drobnej rzeczy i spotykał się z uparcie przykrą odmową ze strony Hani. A potem pojawia się wspomnienie dnia śmierci i pogrzebu. Wyraźnie podkreślone czarną kreską niebieskie oczy A. błyszczą. Wzruszam się i ja. Porusza się coś we mnie na słowa, że Hania była dla A. jak babcia, bo babkę posiadała, ale Hania była właśnie babcią. Choć ani razu z jej ust nie pada określenie babka, to i tak wyświetla mi się ten nadużywany przeze mnie podział na babki i babcie. I myślę od razu o mojej czarodziejce, babce, babuni, ale  dziś nie o niej. Hania umarła nagle i szybko. A. myśli, że było jej z nimi dobrze. Ja też tak myślę. A. kończy opowieść o Hani zakończeniem (wydawałoby się) nieco przewidywalnym i filmowym,  padającym deszczu w dniu jej pogrzebu i odczytaniem go jako symbolicznego płaczu Hani za jej wybawicielami. Ale nie, wcale nie myślę, że jest to łatwe zakończenie, albo inaczej, myślę, że w tym prostym zakończeniu jest wiele prawdy. Pomyślałam, że mogłabym podejść do A. z ramieniem szeroko otwartym i ją przytulić, ale wydawało mi się to aż nadto niekonieczne, za to nieumiejętnie podsumowuję, że dobrze mieć dobre wspomnienia o zmarłej i że zawsze te dobre wspomnienia z nią zostaną, a z pamięcią przetrwa i Hania.
               

 Historie naszych babek, babci, czarodziejek i towarzyszek jakoś w nas zostają. Nieraz niekoniecznie dobrze, że są. Może lepiej mieć w domach Hanki niż babki- myślę, i móc wzruszać się dobrymi wspomnieniami przy kisielu, niż posiadać b. które mimo bycia obok nas w naszym dzieciństwie, zostawiają rysy nie do zmazania i nie do końca zrozumiałe przez nasze dziecięce rozumki.
___________________________________________________________________________
               Wszelkie podobieństwo z postaciami fikcyjnymi związanymi z filmowymi bohaterami sagi rodzinnej jest przypadkowe. Zaznaczam, że Hanka, a Hania to różnica, i choć dodatkowy opis kisielowy, może spowodować w odbiorcach poczucie zagubienia w sposobnie odbioru tego tekstu, to pragnę z największą szczerością zaznaczyć, że mój tekst był potrzebą zwerbalizowania tej (jak dla mnie) niezwykłej historii, bynajmniej niekończącej się w kartonach.

Komentarze

  1. Naprawdę sama to napisałaś? Sylwio... brak mi słów. Dlaczego chowasz tak cudowny, nieskażony pretensjonalnością styl do szuflady? Czytało mi się jak dawno nic. Jak te wszystkie ciekawe historie w dzieciństwie. Świeżość i bezpretensjonalność i pachnący historiami świat.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty