ścięli moje topole
Są rzeczy niezmienne, albo
takie, które niezmiennymi się tylko zdają. Jak niedzielne poobiednie popołudnia, pełne skowytu i pytań, czy rzeczywiście tak
ma trwać chwila, w której odpoczął sam Twórca-Kreator-Bóg?
Pytamy, domyślnie w
naszych głowach. Zastanawiam się, czy w każdej myśl ta wygląda
podobnie, czy inaczej, bo nie wyobrażam sobie, by nikt o to nie
pytał, a nawet, gdy rzeczywiście nie, by nie czuł frustracji lub
czegoś tam- odpowiedniego do danej głowy jako kłębowiska myśli.
Więc załóżmy, że pytamy, a potem? Potem, jeśli słońce to
ucieczki, jeśli deszcz to.. również ucieczki. Słoneczne ucieczki
samochodem na otarcie łez, zapobiegawczo przeciw nadmiernemu
myśleniu. Ktoś włączy radio, ktoś krzyknie, że woli płytę.
Czasami rozmowy o niczym. Ktoś inny głucho gapi się w szybę
pędzącej machiny- wokół przecież lasy, domy, rzeka.
Zdarzyło się raz, w jedno
takie popołudnie na granicy niedzielnego wieczoru, że głucho
gapiąc się w szybę, z przerażeniem dostrzegłam brak.
Teoretycznie braku nie można dostrzec, a odczuć. Więc może było
to subiektywne odczucie, choć materialny byt stał się niebytem.
,,Ścięli moje topole!”, niedowierzające w wyrazie stwierdzenie
,,Ścięli moje topole”. Zdanie to nie powstrzymało jednak
mknącego wśród krętej drogi samochodu. Ścięli to ścięli.
Ścięli to pewnie musieli. Na miejscu topól-drzew-balastów,
zbudują krótki odcinek ścieżki rowerowej. To się nazywa
użyteczność, postęp, technika, czy co tam jeszcze. Jednak nie
mogłam uwierzyć, że corocznie mijane rowerem podczas wakacyjnych
przejażdżek drzewa, te przy których zjazd z górki stawał się
magiczny (ze względu na migoczące przez liście słońce muskające
twarz wraz z powiewem wiatru), że ich, że po prostu ich nie ma.
Sprawdzam w Sekretnym języku kwiatów: topola biała- Populus alba- czas, topola czarna- Populus nigra- odwaga. Te były białe, a więc czas. Czasie, czasie, dlaczego uciekasz, znikasz? Może mnie też trzeba wykorzenić. Może mnie też trzeba coś zmienić. Boli ta myśl, ta niepewność rzeczy. Bo niby wszystko niezmienne, a skoro nawet drzewo i jego filozofię tak po prostu ścięli, połamali, to co ze mną, człowiekiem, silva rerum?
Z drugiej strony mam obraz niedawny, malowany lipcową przejażdżką na rowerze. Widzę, że na jednym z topolowych pni siedzi Człowiek, ksiądz, proboszcz i czyta, i myśli, a promienie go otulają, a rzeka iskrzy się pod wpływem zachodzącego słońca. Odzywa się we mnie czułość. I wdzięczność. Więc rosły po to, by ktoś teraz mógł usiąść na ich pniu? Więc po to żyję...by stać się pniem?
Komentarze
Prześlij komentarz