pytanie o początek i koniec




Chciałabym napisać dziś trochę o tym, co przerasta. A przerasta i życie i śmierć, i myślę sobie, że jednocześnie. Na co dzień nie zastanawiamy się nad tym, co się dzieje nad nami, obok i w nas. Żyjemy tak jak umiemy, w świecie takim jaki jest. Może niepotrzebnie jest się nad tym zastanawiać i myśleć. Może wynika to z braku zorganizowania sobie czasu, zajęcia się czymś - to całe poczucie pustki i bezsensu bierze się może z lenistwa, kiedy skupiamy się w sobie, na sobie, wtedy może pojawia się to największe przerażenie i pytanie, kim się jest, kim się ma być i kim się będzie? Może dziwnie rozmyślać o tym, pytać. Ale z kim ma się człowiek dzielić swoim przerażeniem, swoją niepewnością? Nosi w sobie to i nosi i mierzy się z tym sam. Z życiem mierzy się sam, a ze śmiercią tym bardziej.  Czasem pojawia się taka myśl, że to wszystko nie ma sensu. Że może rzeczywiście jest tak, że jesteśmy zdeterminowani i nie mamy wpływu na to, co się dzieje w naszym życiu. Bo nawet kiedy się staramy, otwieramy, próbujemy wierzyć, ufać, robić rzeczy, których dotąd nie robiliśmy...wracamy do źródła swojego życia i co wtedy, gdy nic nie odnajdujemy. Jesteśmy tak samo nieudolni, tak samo zastygli, zimni. Jest taki strach, że się nic po sobie nie pozostawi. Że wbrew temu, co śpiewa Nosowska, po prostu się przeminie. Co jeśli śmierć to ponowne zapadnięcie w niepamięć? 

Kiedy czytałam po raz pierwszy Tam, gdzie spadają anioły Doroty Terakowskiej, jedno zdanie, fragment- szczególnie utknął w mojej pamięci. Jest to fragment wypowiedzi Immanuela Kanta: Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Pewnie nie do końca rozumiem słowa tego filozofa, ale na tyle ile potrafię słowa te są mi bliskie. Całość brzmi: Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie. Rzeczywiście jest tak, że kiedy patrzy się w niebo i  wpatruje się  w nie w noc ciemną, to widzi się więcej i więcej i więcej, a to, co widzimy, nie jest to ani teraźniejszość, ani przyszłość, ale przeszłość. Cała konstrukcja wszechświata i świadomość tego, jak niewiele wiemy - przeraża.  Tu na ziemi żyjąc w swoim świecie dniem dzisiejszym, zabiegani, zaniepokojeni o to, by zdobyć wykształcenie, pracę, by sobie radzić, nie często patrzymy w niebo. A jeśli patrzymy to czy nie pojawiają się w nas pytania o początek, o przyszłość i sens tego wszystkiego, co jest? A jeśli nawet się pojawia, to po jakimś czasie trzeba wrócić do ,,teraz" i odsunąć je od siebie. Tyle, że życie się kiedyś kończy i wtedy każdy będzie musiał zmierzyć się ze śmiercią. Nie chciałabym umierać w lęku. W lęku, że jestem niczym (chociaż jestem) i że, kiedy zamknę oczy to zniknę na zawsze. Sama dla siebie nawet zniknę. Że nie będzie nawet myśli. Palce, które teraz stukają w klawiaturę będą jeszcze bardziej zimne. Nic już nie powiem. Nie napiszę. Inni zapomną. Co się ze mną stanie? Więc za każdym razem kiedy patrzę w niebo, czuję podziw i przerażenie. I pytam siebie, kim jestem i dlaczego jestem. Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym – syn człowieczy, że się nim zajmujesz?


klik

Komentarze

  1. Moja Sylwuniu, Ten cytat Kanta jest bliski i mnie, choć Kant uważany jest za ojca krytycznego rozumu, zasługa Jego myśli jest ogromna, jego wątpienie...każdy musi prze nie przebrnąć...wiara to marsz przez wątpienie. Dobry tekst, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty