nachylenie


Chciałabym napisać coś mądrego, ale  i słowa czasem opuszczają człowieka. Myślę sobie o nachyleniu dziś. O nachyleniu człowieka, o jego nieustannym zawieszeniu między górą, a dołem. A gdyby tak odwrotnie, jak nietoperz, zawisnąć z głową ku dołowi?... Nie, to nie ma sensu. Jest coś w człowieku, że im wyższy, tym bardziej się garbi. Garb, który noszę na plecak sprawia, że bolą mnie ramiona. Ciężko iść wyprostowanym - jak pisze Herbert. W tym nachyleniu jest jednak jakaś zgoda na to, co jest. Noszę garb, noszę siebie, niosę na plecach życie. Rodzimy się by wzrastać, ale w pewnym momencie i tak - jak to mówią - kurczymy się. Są ludzie przywiązani do ziemi. Całym swoim życiem związani z ziemią. Całe ich życie jest nachyleniem, jest drążeniem w skale. Myślę, że jest jakimś zaciekłym szukaniem sensu. A czym jest praca ojca jeśli nie nachyleniem? Czym troska mamy, jeśli nie nachyleniem (wtedy gdy pochylała się, gdy byłam chora)? Chciałby czasem człowiek, żeby ktoś nieustannie się nad nim pochylał...Pochylić się nad kimś to dać komuś możliwość popatrzenia w górę. Wtedy ten ktoś pochyla się nad kimś innym...Co by było, gdybyśmy ciągle patrzyli w górę? Nikt by się nie nachylił, nikt by nie zauważył mojej potrzeby czyjegoś nachylenia nade mną, ziemia by wyjałowiała, skamieniała, bez człowieczego nachylenia. Przecież nachylenie się człowieka nad ziemią wynika z troski o pokarm, nachylam się, czyli pracuję, by mieć owoce, by jeść...Nachylam się, by mieć poczucie sensu, nachylam się bo chcę działać, chcę widzieć ziarno, które z nachyleniem rozrzucę, z nachyleniem podleję, z nachyleniem będę wpatrywać się, jak najpierw wyrośnie kępka zielonych łodyżek, z których następnie wyodrębnią się kłosy. Z nachyleniem je zerwę, gdy dojrzeją i z nachyleniem będę łuskać...Więc może to tylko zdawanie, że można całe życie mieć głowę zwróconą ku górze? A może po prostu nie umieć się uniżyć? Na co chcę patrzeć, jeśli nie na to, co przed oczami...Przecież z nachylenia jest też moje patrzenie, na trawę, kwiaty, biedronki, mrówki. A gdy wniosę ramiona, by zepchnąć ciężar przechylonych ramion, zaczerpnę oddech by popatrzeć wyżej. Przypomnę sobie, po co jestem, gdzie mam być i znów przechylę się, to znaczy może zgodzę się na siebie, bo nie zawsze umieć patrzeć wysoko... To stąd. To właśnie stąd, z głowy zwróconej ku ziemi, z głowy z której czoła ręka pot odgarnia. To z pracy, ze swojego zachwytu ziemią. To sobą. Sobą człowiek czerpie, nachyla, głową przechyla, aż wreszcie odwrócony na plecach twarz zwróci ku niebu. Wtedy zobaczy, że to nachylenie w nim było przecież nachyleniem nad nim Boga.

klik

Komentarze

  1. "Żeby usłyszeć człowieka, trzeba się nad nim pochylić" Jan Paweł II

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty