forma


Nie sądziłam, że kiedyś coś takiego napiszę, ale piszę: Gombrowicz miał rację - nie istniejemy poza formą. Gombrowiczowska forma dotyczyła (jeśli dobrze pamiętam) takiej sytuacji człowieka, w której on znalazł się niejako nie przez swój wybór, bo czy ktoś z nas wybrał to, że żyje, nie, życie zostało nam podarowane i teraz w tym życiu człowiek musi się odnaleźć. I tutaj następuje pęknięcie - skoro stworzeni na podobieństwo Stwórcy, będący Jego odtwórcami i twórcami, budujemy siebie swoje życie, swoimi wyborami. Wow, może mało odkrywcze, a jednak... Do pewnego momentu myślałam, że życie ,,samo się układa", buduje ze znaczeń małych pojedynczych codziennych wydarzeń. Jedyne, co mogę, to przyjąć lub nie przyjąć, pominąć, wybrać. Wybór jest jak ścieżka, a właściwie trasa, szlak. Czasem idzie się prosto, za znakami; czasem jest mgła i nie widzi się znaków, wybiera trochę na oślep, ale dopóki idzie się naprzód, jest ruch, jest życie. Czasem trzeba gdzieś dłużej rozbić namiot, zadomowić się, odpocząć. Czasem trzeba się cofnąć....

Ale myślę też o formie jako o kształcie tworzonym przez innych ludzi, ich wpływie na nas - to chyba bliższe Gombrowiczowi, który pisał, że człowiek jest najgłębiej uzależniony od swego odbicia w duszy drugiego człowieka, albo: mój człowiek jest stwarzany od zewnątrz, czyli z istoty swej nieautentyczny – będący zawsze nie sobą, gdyż określa go forma, która rodzi się między ludźmi. […] sztuczność jest mu wrodzona, ona stanowi istotę jego człowieczeństwa – być człowiekiem, to znaczy być aktorem, być człowiekiem – to znaczy udawać człowieka – być człowiekiem, to „zachowywać się” jak człowiek, nie będąc nim w samej głębi – być człowiekiem, to recytować człowieczeństwo. Brzmi to pesymistycznie, ale jest w tym sporo prawdy. To nasze życie jest nieustannym kształtowaniem swojej tożsamości poprzez ,,ścieranie się" z drugim. To spotkanie z Innym wpływa na to, kim się stajemy. Istnieje też takie powiedzenie, że stajemy się takimi, jakimi nas wymyślili, wypowiedzieli inni. Nie chodzi mi znów o ściągający w dół determinizm i niebezpieczną bierność, która czasem może wydawać się jedynym możliwym rozwiązaniem... Kiedy już sobie uświadomimy, jaki wpływ na naszą ,,aktualną formę" miało wychowanie, kultura, tożsamość narodowa, można się zastanawiać czy chce się być, takim, jakim mnie niejako ,,utworzył" drugi człowiek, wybrać kim się chce być.

Wniosek? Nie ma jednej drogi, nie ma ani jednego takiego samego człowieka, choć czasem wydaje się, że jesteśmy do siebie tak podobni, nie ma niczego pewnego, życie jest nieustającą zmianą, rozwojem... Być może najważniejsze to zdecydować o jednym: co jest dla mnie najważniejsze w życiu, a potem? Potem iść, dolinami, szczytami, szczelinami, ścieżkami, autostradami... mijając się, wzajemnie ścierając, pytając, kochając, i smucąc się, bo czasem mogę być nieprzyjęty (moja ,,inność"  może nie być ważna dla innego Innego).
I wszystko ma swój sens, i ufam, że w całość złoży się jedną, to co z jednej strony życia było tylko zlepkiem różnych kawałków.

Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba!



Komentarze

Popularne posty