ojcostwo


Praca w oddziale z literaturą dla dzieci otworzyła przede mną nowy obraz – obraz ojca. Chciałabym się dziś podzielić takimi urywkami z codziennej pracy.

Obraz pierwszy: Ojciec uczący

Popołudniowy samotny dyżur. Z korytarza słyszę nadchodzące kroki i głosy dzieci. Biegną. Kiedy zbliżają się do drzwi, na chwilę milkną. ,,Tato, to tutaj!” Małe rączki próbują mniej lub bardziej udanie otworzyć duże brązowe drzwi, ale ześlizgują się po klamce.. stąd trzask. Próba numer dwa: Tata przychodzi z pomocą. Do pomieszczenia wchodzą trzy dziewczynki w różnym wieku. Najmłodszy krasnal ma może nieco więcej niż rok, zgaduję, bo porusza się samodzielnie. Kolejna dziewczynka jest może rok starsza, a najstarsza ma może cztery lata. Wchodzą grzecznie, ale poruszone ilością książek lub po prostu nowym miejscem rozpoczynają (każda jednocześnie) wyrażać swoje emocje. Moja pierwsza myśl: ,,Gdzie jest mama? Jak ten mężczyzna sobie z nimi poradzi?!” Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, mężczyzna ze spokojem mówi ,,Dzień dobry”, zwraca uwagę swoim córkom, by się przywitały, po czym pomaga ściągnąć kurtkę najmłodszej, jednocześnie sugerując pozostałym, by nie zapomniały ściągnąć czapek i butów. Następnie w pozycji ,,kuckiem” wypowiada komunikat: ,,Dziewczynki, podajcie sobie ręcę, wejdziemy razem, musimy trzymać się razem”. Wypowiadając te słowa, patrzy na mnie z uśmiechem, tak jakby chciał powiedzieć:,,Wie Pani, muszę je jakoś okiełznać”. Przyglądam się nieco wzruszona jak wchodzą… On około czterdziestoletni mężczyzna i trzy małe pociechy, trzymając się za ręce, ze spokojem i wzajemnym uznaniem, dumą. Jest w nich jakaś moc, jakaś radość. Jakie to piękne! - myślę sobie.


Obraz drugi: Ojciec poświęcający czas

Jest pewien czytelnik, który zawsze przychodzi z córką. Może powinnam napisać: jest pewna dziewczynka, która przychodzi do biblioteki tylko z ojcem. Przynajmniej ja widuję ją tylko w jego towarzystwie. Jej tata jest wysokim, szpakowatym, przystojnym mężczyzną, z piękną, wyrazistą barwą głosu. Zawsze razem czytają. Właściwie to on czyta jej. Wybierają książkę, siadają na fotelu w kąciku czytelniczym i… zaczyna się piękne czytanie. Najbardziej lubię, kiedy w oddziale nie ma nikogo poza nimi. Wtedy szpakowaty Pan może dać popis swoich przepięknych interpretacji! Sama z zachwytem przysłuchuję się jak z humorem i wdziękiem wciela się w poszczególnych bohaterów. Słyszę ich śmiech i radość. Są blisko siebie.


Obraz trzeci: Szaleństwo wolności

Dwóch młodych panów przekracza próg drzwi. Towarzyszą im dwie dziewczynki. Stałe bywalczynie. Obecność zarówno panów, jak i córek wcale mnie nie dziwi.. Nie zaskakuje też zachowanie. Jeden z nich ma na głowie artystyczny nieład, rozciągnięte spodnie i...bose stopy.  Drugi, trochę bardziej wpadający w ramy i zasady, ale równie  dobrze niepozbawiony iskierki szaleństwa (widać to w oczach). Dziewczynki około ośmio, dziewięcioletnie wbiegają z chichotem na salę, bez żadnego skrępowania wyciągają z torebek książki, zagadują, dzielą się czytelniczymi wrażeniami.. Ojcowie wędrują na salę. Po pewnym czasie jedna z dziewczynek pyta mnie o czyste białe kartki - podaję cztery. Po kilku chwilach orientuję się, że po sali z książkami fruwają białe samolociki, bynajmniej nie wykonane przez dziewczynki. Tatusiowie są zachwyceni! Roznoszę książki i z trudem unikam zderzenia z pędzącymi papierowymi aeroplanami. Początkowo wzbudza to moje rozdrażnienie, ,,jak można się tak zachowywać w bibliotece?!" - myślę sobie. Ale za chwilę pojawia się uśmiech i jakaś taka zazdrość... gdybym ja jako dziecko mogła robić takie rzeczy, gdybym mogła czuć w sobie taką możliwość szalonej wolności w małych rzeczach... Dlaczego tak często zabraniało się nam - dzieciom robienia rzeczy nieoczywistych, zabawnych i trochę wymykających się z ram zasad i poprawności - przecież takie jest dzieciństwo! Jest w nim szaleństwo wolności. I mimo że mam wątpliwości, jak na co dzień funkcjonują tacy młodzi tatusiowie, myślę jednak sobie - szczęśliwe dzieci posiadające rodziców, którzy nie zabili w sobie dziecka.




Oczywiście, zdarzają się i tatusiowie kompletnie bezradni i bierni, tatusiowie-towarzysze mam, tatusiowie-cienie, jednak ta praca w przeważającym stopniu odkryła przede mną ojcostwo towarzyszące i bliskie, zaangażowane i radosne. Wzrusza mnie to i porusza ogromnie. I choć świat mówi ,,Ci dzisiejsi rodzice", ja twierdzę, że nie ma nic piękniejszego niż zaangażowanie w rodzicielstwo. A ojcostwo? Nic mną tak nie poruszyło jak obraz małej rączki wciśniętej w silną pewną dłoń ojca patrzącego na dziecko jak na cud - z wdzięcznością.

Kto powiedział, że męskość to tylko siła, stanowczość, strach (jakaś bzdura!). Piękni są mężczyźni wrażliwi, opiekuńczy, silni siłą wewnętrzną, ale i czuli, nie bojący się okazywać czułości swoim dzieciom... Myślę o tym, już od jakiegoś czasu. A do próby wyrażenia choć odrobiny zachwytu zmotywował mnie najnowszy utwór Igora Herbuta (link) - myślę, ze to niezwykle wspaniałe, stworzyć coś takiego dla swojego dziecka. Jakiś czas temu wspominałam tutaj o pisarzu Knausgardzie (Karl Ove) - myślę, że Igor Herbut jest jego muzyczną wersją.



Komentarze

Popularne posty