w domu garncarza


 Pracownie rzemieślnicze mają pewną wspólną cechę - czy jest to pracownia malarska, czy ceramiki, czy pracownia szewca lub kowala (tak myślę) - pozorny nieporządek.

Kiedy pierwszy raz przekroczyłam prób pracowni, zachwyciłam się. Było to dla mnie bardzo intymne spotkanie (tak, można się uśmiechnąć). Może dlatego, że byłam tam tylko ja, instruktor, glina i narzędzia do pracy. Odpoczywałam, na pewno odpoczywałam w przestrzeni, gdzie jest mnóstwo spokoju, a pozorny bałagan i wielość narzędzi jakoś ostatecznie pasowały właśnie do tego miejsca. Miejsca, gdzie można, a nawet trzeba się pobrudzić, trzeba próbować, inspirować się, podpatrywać, zgodzić się na bałagan.

Czego nauczyło mnie bycie w pracowni?

Nie wiem czy nauczyło, ale przypomniało, że aby coś stworzyć, trzeba mieć plan, jakąś wizję, mniej lub bardziej rozwiniętą. Co chcę stworzyć? Jaki nadać kształt glinie, która poddaje się pod moje ręce. Nie jest to łatwa praca. Praca umysłu. Jeśli mam już jakąś wizję, pojawiają się pytania: jak to zrobić? Jakich narzędzi użyć? Jak tego dokonać?

Glina jest narzędziem bardzo delikatnym, wbrew swojej ciężkości i pozornej twardości. Trzeba dużo cierpliwości (do niej i do siebie). Czasami wyślizguje się z rąk w najmniej odpowiednim momencie, innym razem za szybko twardnieje pod wpływem złej temperatury, szybko pęka, jeśli nie nawilży się ją odpowiednio. Pokruszy się, jeśli potraktuje się ją mało delikatnie.

Praca z gliną, czy też z pędzlem i farbą, przypomina mi o wewnętrznej potrzebie harmonii, ale też poddania się, elastyczności. To trudne czasami, zgodzić się, że nie wszystko wyjdzie tak, jak ja zamierzałam. Miał być subtelny kubeczek, powstała solidna donica - z zewnątrz niepozorna, może nawet kanciasta, ciężka, mało subtelna, ale w środku skrywa wiele tajemnic. Jej ścianki są oszkliwione lazurowym kolorem. Może ktoś się pochyli i zajrzy do środka? A jeśli nie, to przecież garncarz wie, co ulepił. 

Cały proces tworzenia wymaga skupienia. Na początku byłam bardzo niezadowolona, że nie potrafię nadać kształtu i formy, że nie wychodzi, albo nie wychodzi tak jakbym chciała, że jestem na samym początku odkrywania, jak w ogóle pracować z tym materiałem. Na szczęście instruktor wspierał słowami: ,,Nie musi być idealnie", ,,Glina wie", ,,Daj jej się poprowadzić". Czasami tak jest lepiej. Lekko puścić, pozwolić ręką i farbom lub glinie pracować tak jak chcą. Nie budować zbitych, powtarzalnych form... 

Myślę o tych tworach nieudanych, a może tylko pozornie? Tych z popękanymi ścianami, gruboskórnymi, nieidealnymi, niepomalowanymi... Myślę, że piękno tkwi właśnie w ich nieidealności, ale trudno mi to zaakceptować jeszcze.

Jak to zrobić, by z pozornej twardości i gęstości wydobyć delikatny kształt, kruche naczynie, które ma cel i jest użyteczne?

*


,,Idź natychmiast do domu garncarza, tam usłyszysz moje słowo. Poszedłem więc do domu garncarza, a on pracował przy kole garncarskim. Gdy naczynie, które wyrabiał, było nieudane, jak to się zdarza z wyrobami z gliny, wtedy zaczynał od nowa formować takie naczynie, jakie chciał. (...) ,,Czy nie mogę postąpić z wami jak ten garncarz? Bo jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku.

(Jr 18, 2-6)

Komentarze

Popularne posty