Gdyby Samarytanka zatrzymała się przy studni i ciągle wpatrywała się w puste miejsca w sobie, gdyby nie poszła za wołaniem Jezusa, który prosi ,,Daj mi się napić", nigdy nie zaczęłaby nowego życia, zawsze czułaby się gorsza, pusta, niczego nie warta. Wzrok trzeba od siebie podnieść i spojrzeć na Jezusa, który jest obok i prosi ,,Daj mi się napić" - przekierowuje jej potrzebę na jego pragnienie. Dwa puste miejsca w sercu nie są już puste. Ona potrzebuje, on potrzebuje. Stają w tym pragnieniu już razem, nie sami.



Samaria i Galilea - dystans i bliskość.
,,Zmierzając do Jerozolimy, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei".
Zatrzymuje mnie to Słowo - pogranicze. Miejsce, które nie oddaje w pełni, nie ufam w pełni, miejsce, gdzie On przechodzi... A gdyby się zatrzymał? Na chwilę rozmowy albo na dłużej, na zawsze. Jak długo mam pozwolić Komuś stać na granicy?
Samaria była miejscem najbliższym, bo sąsiadującym z Galileą, a jednocześnie najdalszym w wymiarze wiary. On staje właśnie tam.
Paradoks tej sytuacji polega na tym, że to nie Ci, którzy pochodzą z Galilei, ale właśnie jeden z tych dalekich Samarytan wraca, by podziękować i uwielbić Go za uzdrowienie. Już nie ma dystansu, jest bliskość, jest odpowiedź, jest relacja - ,,upadł na twarz, do nóg" . Jest rozpoznanie, spotkanie, porozumienie.
Samaria... najbardziej oddalone w człowieku miejsce, które krzyczy o spotkanie, uzdrowienie, które nie chce być już zachowawcze, ale w którym chce wykrzyczeć, przyjąć całym sobą, zaufać.
Znaleźć swoje miejsce już nie na pograniczu, ale w samym centrum, przy Osobie, być bardzo blisko. I chwalić, dziękować, wierzyć.

Komentarze

Popularne posty