list(opad)

 Chciałam przechadzać się w świetle niegasnących zniczy, z nadzieją, nie ze strachem. Po ciemku światło jest bardziej widoczne. Można dojść do niego nawet po omacku. Tak sobie właśnie pomyślałam, że w rzeczywistości dziś cmentarze są bardzo samotne. Co z tego, że przechadzają się po nich masy ludzkich ciał. W gruncie rzeczy mogłaby otworzyć się ziemia i wchłonąć nas tam wszystkich, byśmy usłyszeli, o co naprawdę chodzi. Bo chyba chodzi o życie, mimo wszechobecnej nostalgicznej listopadowej myśli o nieuchronności śmierci... Po co byłaby śmierć, gdyby nie było życia? Po co istnielibyśmy, gdyby nie chodziło o coś więcej niż próba przeżycia i zapewnienie ciągłości gatunku?


Mimo wszystko uderzył mnie widok opadania liścia wcześniej unoszonego przez wiatr. Samo spadanie jest gwałtowne, nagłe i niepamiętliwe, pamięta się moment lotu, nie moment spadania. I nawet nie chodzi o to, że liście w tym roku mają dla mnie szczególne znaczenie, nie dlatego, że wynajduję je nadmiernie w kieszeniach zeszytach, a nawet butach (o, zgrozo!). W liściach jest coś ludzkiego. Są jak nasze życia. Przekwitają. Najpierw rodzą się z pędu, z korzenia drzewa. To istnienie jest im dane pomimo wszystkiemu, nie wybierają drzewa na którym rosną, tak jak my nie wybieramy sobie domu, w którym dorastamy. Najpierw są promieniejące zielonością. Rozkwitają szybko, a potem nabierają kolorów dojrzałości, po czym szarzeją. Targa je wiatr i urywa z drzewa. Zaczyna się spadanie. Pytanie, co czeka liścia po opadnięciu? Co po tym, gdy zgnije, gdy zniknie? Kto o nich będzie pamiętał, gdy rozkwitną następne..? Kto będzie pamiętał o nas, umarłych?
Nie chcę umrzeć, umieranie jest jak bezpowrotne opadnięcie w dół czegoś mrocznego. Chcę przejść do czegoś lepszego. Chcę być liściem trwającym, czytanym i oglądanym, chcę latać. Liść jest jak dusza człowieka.

klik

Komentarze

Popularne posty