poza słowami

Chciałam pojednać się z białymi kartkami zeszytu, choć bardziej żółcą niż bielą. Tak pomyślałam, że skoro to jedyna noc w roku, która się nie powtórzy to trzeba spisać cały rok, caluśki rok na zwykłej kartce papieru. Ale kartki się nie piszą. Za dużo w nich cudzych słów, nie moich. Odkryłam dziś p. Krystynę Miłobłędzką, a myślałam, że zobojętniałam na słowa, ale ona dziś do mnie przemawia. Gdzieś w tle Leaning towards solace, a okno podryguje od wiatru. Świetlista noc, bezśnieżna, bezzimowa (brzęczą mi w głowie niedawne rozmowy). To nie tak, że wcześniej nie chciałam. Wcześniej nie mogłam, nie mogłam napisać nawet największych bzdur, a ta noc ciągnie mnie za język jakby chciała wycisnąć z bezpłodnego (pisarsko) roku wszystko, co jeszcze da radę. Ale to szamotaniny, nic więcej. Jest mi dobrze choć jestem sama i nie jestem. Nie piję szampana, a mam ochotę na wino. Mogłyśmy siedzieć w jednym z tych krakowskich mieszkań i poznawać się na nowo, a wyszło inaczej. Ja zawsze będę sama-nie-sama w takie noce. A jeśli nie będę, to boję się tego, co będzie, gdy tego nie będzie. Zamilkłaś, boję się, że w sobie utonęłaś ( i pewnie ja tonę). Ale to nic. To tylko jak kolejne świeczki na torcie, dorastanie, ohydne oszukiwanie i mydlenie oczu, albo zamilknięcie. Nie ma już tej siły, tej ufnośći, że na kartce spiszesz wszystko, żeby powietrze nie udusiło. Może tym razem trzeba się pożegnać? Przeczekiwanie i milczenie, czyli oddalanie, czyli życie, które wypada, bo nie wypada rzucać się na słowa, na zwykłe kartki papieru, gdy ma się te prawie dwadzieścia lat. Tylko dlaczego nikt mnie nie uprzedził? Że już nic nie będzie takie samo, że będziesz-nie będziesz i ja będę znikoma, połownicza, jak przystanek na którym można się zatrzymać w ramach postoju, a potem, potem mnie już nie potrzeba. Można wsiąść w tramwaj, pociąg, autobus. Albo nie potrzebnie się szamoczę. Może to wszystko na coś. Może to tylko zdawanie się. Skoro nic nie jest słowne. Skoro obiecałam sobie nienazywać nienazwalnego. Bo nazywać to nakładać granice, widzieć z początkiem jego koniec. Nazywać to jak tracić, napomykać, chcieć i nie móc jednocześnie. Nazwane ucieka ze znaczenia, ogranicza. Nienazwane znaczy zbyt wielkie, zbyt intymne, zbyt metafizyczne, albo nic. Nie nazywać znaczy chronić, próbować ocalić. Więc nie nazywajmy. Czasami nie piszmy. ,,Nie wymagajmy odpowiedzi na niewysłane listy/ strachy nasze zakneblowane/ cierpią nieświadomi/niedorzecznie chodźmy na latawce''.

Komentarze

  1. Piszesz tak jasno, wbrew wszystkim supełkom na myślach, masz taki klarowny styl układania zdań, lubię go. Piękny szablon.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty