twarze


Kiedy zobaczyłam ją po raz pierwszy, pomyślałam (z resztą po raz kolejny na obcej krakowskiej ziemi), że znajduję się wśród wielu obcych kolorowych ludzi. Spojrzałam na nią jakoś dziecinnie, uważnie, nie wiem, czy inni też tak na nią patrzyli, ale ja tak i uśmiechałam się do siebie. Czy to możliwe widzieć kogoś jakby z dziecięcych obrazków prosto z książek? Była bajkowa, Musierowiczowa, nietutejsza, jak wszyscy tam. Włosy. Przede wszystkim krótkie włosy, fiolet przeplatający się z czerwienią, a potem twarz. Piękne czerwone usta, mocne wyraźne oczy i szyja. Jeszcze potem czarny wełniany sweter. Wyglądała nie dość, że powieściowo to jeszcze filmowo, przynajmniej gdy patrzyłam na nią swoimi dziecinnymi oczami. Na początku uśmiechała się do mnie. Teraz ocieramy się kanciastymi spojrzeniami tak jakby mnie przejrzała, a przecież jak? kiedy? To nie możliwe. Portretowałam ją tylko w głowie. Z resztą nie tylko ją.

Któregoś kolejnego czwartku ujrzałam kolczyk w uchu prowadzącego zajęcia, a następne minuty starałam się podążać za wyrażeniami logicznie poprawnymi, przeplatając je wyobrażeniami o młodzieńczym wyglądzie tego mądrego człowieka. Kolczyk zaburzył wizję poukładanego i matematycznie spójnego człowieka, podążającego za głodem nauki. Zamiast tego pojawiły się myśli o buncie, o jakimś skomplikowanym umyśle i burzliwym życiu.

Myślę, że w przeciągu tych prawie trzech miesięcy tam, każdego dnia spotkałam kogoś wartego opisania, nad kim można się pochylić. Czasem prześlizgując się między tłumami napotykamy kogoś, kto staje się niezwykły, bajkowy, zastanawiający, nietypowy. W tramwaju jest mi trudniej- uciekam w okno wzrokiem
.
Kiedy spytałaś mnie wtedy, jak Ci tam jest? to nie umiałam odpowiedzieć, bo tam byłam. Gdy jestem tutaj, to widzę siebie dotychczas obcą. Początki są zawsze przepełnione lękami, ale są najlepsze, bo potem wszystko traci świeżość patrzenia. Boję się tego. Nie chcę wyblakłego spojrzenia, poczucia znużenia  z powodu spotykania tych samych ludzi, ale tak będzie i to też wiem. Spojrzą na mnie tak jakby po raz kolejny, a nie czystym dziennym spojrzeniem wyrwanym z kratek snów i ja też ich pewnie tym skrzywdzę.

Na razie przywołuję wspomnienia rzeczy, ludzi, spotkań, pachnących jeszcze świeżością. Na żal utracenia przyjdzie jeszcze czas. Traci się coś, by zyskać coś nowego. Z początku niewiadomego, a potem traci się już znajome. Czy coś kiedyś przetrwa poza moją nieudolnością?

klik

Komentarze

  1. Czuję, że w jakiś sposób odzyskałaś jakiś rodzaj świeżości spojrzenia, otworzyłaś okna. To widać po tym jak piszesz - Twój talent do słów układa wspaniałe zapiski, w których i ja się odnajduje i w których łatwo mi sobie Ciebie wyobrazić. Jesteś coraz jaśniejsza, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty