waldemar jocher
bezmyślnie, zaczynam się wzbierać i wzbraniać, by żyć
z pokazywania tego, co wkładam do gardła. układam się,
choć tego jeszcze nie wiem, podczas gdy inni już wiedzą.
to ci, co stojąc leżą - biorą na własność pole widzenia, lecz
bez wyrzutów wobec zjadanych liter, zalegających niedługo.
później ułożą się i dadzą znać o sobie. niedługo zetną się usta,
(więc tak się zaczyna) od napaści chmur i odkrztuszenia słowa.
potocznie i jaskrawo ulatują akcenty. nasze są końcowe i białe
niczym plamy, co przewidując przyszłość, nie dotykają pamięci.
nigdy nie uwierzę, że mogę nigdy
nie przyznawać się do myśli, ciała i materii. do siebie chciałoby się
odjechać, a dziś nawet szkoda o tym marzyć. cała reszta zamknięta
w niepewnych zapowiedziach odwilży. na chłodno reguluję obcość.
z pokazywania tego, co wkładam do gardła. układam się,
choć tego jeszcze nie wiem, podczas gdy inni już wiedzą.
to ci, co stojąc leżą - biorą na własność pole widzenia, lecz
bez wyrzutów wobec zjadanych liter, zalegających niedługo.
później ułożą się i dadzą znać o sobie. niedługo zetną się usta,
(więc tak się zaczyna) od napaści chmur i odkrztuszenia słowa.
potocznie i jaskrawo ulatują akcenty. nasze są końcowe i białe
niczym plamy, co przewidując przyszłość, nie dotykają pamięci.
nigdy nie uwierzę, że mogę nigdy
nie przyznawać się do myśli, ciała i materii. do siebie chciałoby się
odjechać, a dziś nawet szkoda o tym marzyć. cała reszta zamknięta
w niepewnych zapowiedziach odwilży. na chłodno reguluję obcość.
Komentarze
Prześlij komentarz