burzowe noce

,,Mówiłaś, że boisz się burzy. Nie jej grzmotu i błysku, ale krzyku i przerażania, które z sobą niesie. Próbując samą siebie uspokoić, tłumaczyłaś jej obecność naturalnym głosem natury, ale jednocześnie nie potrafiłaś odgonić myśli o Bożej ingerencji (bo przecież nie musiałby odgrażać się błyskami i hukiem grzmotów). Burza była zaprzeczeniem Jego dobroci i miłosierdzia. Miłosierdzie- tyle ostatnio o nim słyszałaś. Wiem. Zawsze wiedziałaś o swojej grzeszności, o niegodności, a jednak twój świat w tobie nie dał się ujarzmić i nie raz poddawałaś zwątpieniu najpewniejsze założenia teologii. Ale przecież nie chodzi o twoją wiarę lub jej brak. Widziałaś, jak burza nadchodzi. Jak swawolnie zajmuje miejsce, zakrywając niebo upalnie letnie, I nawet cieszyłaś się, że ten cały skwar, kurz i nieugięta osłabiająca temperatura, zniknie wraz z jej chłodem i rześkością deszczu.


A teraz, gdy już w niej jesteś, a ona nad tobą- nie godzisz się, przyjmujesz ją z lękiem, z pytaniem, co po sobie pozostawi. Ale czy to wystarczający powód, by się trząść i z niepokoju stąpać po wszystkich kątach domu? Zamykasz okna, by uciszyć hałas. Mogłabyś zgasić światło i pojednać się z nią, ale już wiesz, że nawet z pod zamkniętych powiek ujrzysz jej panoszący się blask. A wtedy będziesz musiała się przyznać, kurzajko, że ty śmierci się boisz i gdyby ta chciała cię teraz odwiedzić, ty, na przekór jej dramatyzmowi kurczowo trzymałabyś nogi na ziemi. A przecież, ona ci przyniosła wszystko, co chciałaś. I krzyk, i strach, i nagłość, i niepewność- odeszłabyś pamiętnie. Nie musiałabyś umierać po trochu, ani licytować się z sobą, ile jeszcze życia jest w tobie.



Może burza była miłosierdziem, bo budziła w tobie potrzebę aktu skruchy. Miałaś w oczach strach, który jednak pod powierzchnią ciemności był niezauważalny dla innych. Może burza była miłosierdziem, bo umiałaś wypowiedzieć- -boję się- w obecności innych, nie myśląc jak te słowa brzmią i co z sobą niosą. I może dlatego była miłosierdziem, bo zaczynałaś szukać czyjeś realnej obecności, czyiś słów, które by cię uspokoiły. Czekałaś na te słowa ,,to tylko burza”, by załagodzić wrażenie zbliżającego się końca. Burza była walką pomiędzy wodą, a ogniem; chłodem, a ciepłem; światłem, a ciemnością- a jeżeli pomiędzy tym ostatnim, to wiedziałaś, że musisz przeczekać noc, a rano okaże się, kto zwyciężył.



Wiem, że mimo lęku, ty w tej burzy się odnajdywałaś i gdzieś na dnie swoich myśli, cieszyłaś się, że chociaż natura współgra z tobą i że może tak musi być, by wszystko się w tobie zanimizowało. Bo ja wiem, że gdybyś mogła, to pobiegłabyś krzycząc na świat, na jego osłabiające zło, na krzywdę, na niewrażliwość, na samotność, na mijanie i nieobecność. Gdybyś mogła, rzucałabyś piorunami, próbując się uwolnić od zła. Może to cię uciszy, ochłodzi, przyniesie ulgę. Może to cię nauczy, że tak naprawdę twoje strachy ci w życiu pomogą, nie ułatwią i że gdyby nie ten huk i grzmot to pękłabyś. Z hukiem rozbiłabyś się na tych milion małych kawałków. Bezpowrotnie.''



Dawno napisane, ale dziś pierwsza wiosenna nocna burza, a ja cała w niej, inna, ale tak samo zalękniona. Błogosławiona burza i ciemność nocy. Błogosławiona samotność.

klik

Komentarze

Popularne posty