deszcz


Idę przez ciemną ulicę. Pod nogami przemoknięte liście, iskrzą się, pozbawione szelestu, odbijają w sobie sztuczne światło lamp. To nie światło, to pozory. Prawdziwe światło rozpromienia, oczyszcza, zbliża, otwiera, a nie oddala. Ale idę, bo co ma człowiek z sobą zrobić w środku nocy. Ktoś zaczepia, pyta o drogę, odpowiadam, że nie wiem, sama błądzę . Być może stale zmierzam do siebie samej, we wszystkim zmierzam donikąd. Pada deszcz. Mokną włosy, mokną trampki, moknie kurtka- przemaka serce. Chciałabym żeby wszystko w tym deszczu ze mnie spłynęło. Chciałabym utonąć w tym deszczu. Nie chowam się pod parasol, którego nie mam. Jestem jakby niewidoczna. Często muszę się zatrzymywać, bo ludzie na mnie wpadają, ocierają, nie zauważają tego mojego chodzenia. Równie dobrze mogłabym nie być. Ubyć z siebie, żeby we mnie nie było tyle mnie. Może wtedy byłoby łatwiej.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty