to, co widać z okna


Ostatniego dnia tego roku słońce schodzi za górę owinięte w biel mgły. Mieszają się kolory, światło uchodzi w cień. Drzewa zastygłe w bezruchu, zmarznięte, w mgłę owinięte. Zarysy domów budują aurę wewnętrznego ciepła, ale kto wie, co w tych domach jest. Czy ktoś nie siedzi sam wpatrując się głucho w okno, obserwując zmianę- zapadnięcie wieczora? To zimno wlecze się za człowiekiem. Tylko teraz, gdy to słońce ani nie zgasłe, ani nie rozpromienione przechodzi sobie w ukrycie, jest takie bliskie. To światło pożegnalne, z minuty na minutę schodzące w przeźrocze bieli i szarości chmur. Czy to niebo schodzi na ziemię? Zniża się, może tak otula wszędzie przenikający chłód panoszący się od czubków nosa po same palce stóp. W końcu światło znika i zostaje sama biel, cienie, kontuary drzew. Z domem nagi sad, już dawno pozbawiony szeleszczących liści. Ogołocone wszystko, ucichłe, niemrawe. To tylko pozory. Wiem, że ziemia kipi w środku od gorąca, a moje nieczułe stopy, gdy kładę na podłogę, są (chcąc nie chcąc) przez nią przyciągane. I może to jest to, co człowieka wstrzymuje przed tym by się unieść dwa centymetry nad. Wszystko jest takie jak zamykanie i otwieranie powieki. Nieustanne mruganie, tłoczące obrazy. Otwieranie z nadejściem rana, z nadejściem świeżego powietrza, a potem tylko zamykanie, gaśnięcie, ciążenie powiek, ciążenie nieba. Zero widzenia. Zawsze tylko zdawania. Ale nie ma nic do przeniknięcia. Wszystko pozory. Pozory widzenia. Pozory odchodzenia. Pozory bycia. Pozory powrotu. Pozory odkryć. Powtarzalność. Tylko powtarzalność dni migoczących między powieką. Wszystko to- błogosławieństwo niewiedzy. Pokochać to wszystko, co wydaje się mgliste i szare. Pokochać, bo ostatecznie tylko Miłość się liczy.

klik

Komentarze

Popularne posty