wieczny czas
zatrzymaj mnie
w pół biegu
z niespokojonego snu
wyrwij
myśli poszarpane
rozplącz
dni minione
przyjmij
lekką mnie uczyń
podarowaną godzinę
weź
Korzystając z tego, że dzisiejsza noc jest troszkę dłuższa (o tę jedną godzinkę)...
pomyślałam: jakie to wspaniałe! czas się zatrzymał na chwilę! Dzień się dłużył ze zmęczenia i nieoczekiwanych nadgodzin, ale dziś wszystko takie zawieszone, niedokończone, napoczęte, kapiące. Październik kończy się deszczem. Tęskni się i nie tęskni, jest się i jakby się nie było. Tak samo, a jednak inaczej. Dzień jakby powtarzał się w dniu kolejnym, rok co roku - a jednak, to już być możę ostatni tutaj. Z pośpiechu zlewają się w jedno, jakby istniał jeden wielki kubek bez dna (pozwalający nieustannie pić herbatę). A przecież nie takie samo wszystko, bo inne. Ulotny, wieczny (i wietrzny! bardzo!), nieustanny, codzienny...dzień, który się kończy i zaczyna myślą, oddechem. Dlaczego chcę ciąglę czegoś więcej? Nawet czas...a czas jest, zawsze, odwiecznie. Po prostu być, darowaną godzinę oddawać. Tylko oddane ma jakiś sens, cel...mimo zmęczenia, a może bardziej z nim, czuć całym sobą, że się trwa. Trwaj darowana godzino, trwaj kończący się październiku!
Właśnie ostatnio myślałam o tym, że dawno nic nie napisałaś i ...tęskniłam:)
OdpowiedzUsuńI ja też tęskniłam za Twoim wpisem. Dziękuję.
OdpowiedzUsuń...jak muśnięcie motyla...
OdpowiedzUsuńBłogosławieni nadwrażliwi i przeklęci, bo ciągle chcą czegoś więcej.
OdpowiedzUsuń