Preludium rudego kota wywołanego wspomnieniem




Któregoś wieczoru.

Niecodzienna wizyta, bynajmniej niewywołana nagłą potrzebą ostatniego namaszczenia, ani komunią dla chorych. Przyjechałeś jako gospodarz,( może) by uniknąć nadmiernej kontroli w miejscu ostatniego odpoczynku naszych ciał? Wieczór musiał być jesienny lub wczesnozimowy, bo przez telefon dałeś się namówić na herbatę z imbirem. Dziwnie było Cię przyjmować, spotkać w przestrzeni domowej, nie szkolnej, w roli gościa, nie nauczyciela, ale wciąż przewodnika. W obecności rodziców narasta moja wstydliwość. Robię więc herbatę. Tata-zabawiacz, dobry rozmówca, mówiący szczerze, co myśli i Ty, ten sam, ale inaczej… Nie pamiętam treści rozmów ani uśmiechów, pamiętam znowu o sobie, o tym, co konkretnie mówisz do mnie. Pytasz o studia, o pracę, o pisanie. Zazwyczaj odnoszę wrażenie, że ludzie nie znają i nie ciekawią się tym, czym ja na tym polega pewnie różnorodność. Bo co można powiedzieć o ciszy, poza tym, że jest.. Merton i jego cisza. Ale Ty porozumiewawczo patrzysz- wiedząc, Ty wiesz kim był, wiesz o jego poszukiwaniach, o jego Getshemanii, przynajmniej tak mi się zdaje, że między nami przepływa leciutka nić zrozumienia.
Nie potrafię mówić tak, by obnażać piękno. Język wypowiadania nie składa się tak, jak składają się literki, supełki myśli. Nie ma czasu, trzeba mówić, ale gdy brak słów, cóż począć? Lepiej zamilczeć.

Gdy wspominam Cię, to myślę wciąż o tamtym szkolnym korytarzu i o ławce, o samotnym na niej siedzeniu i milczeniu. Świat był wtedy bardzo szary, a w środku pusto. Bolało. Podszedłeś wtedy do mnie i położyłeś rękę na głowię, mówiąc ,,Wszystko będzie dobrze”. Nie wiem skąd wiedziałeś, może wszyscy widzieli, choć nie wiedzieli dlaczego. Niektórzy pytali. Ty nie. Ty po prostu podszedłeś i udzieliłeś jedynego słusznego pocieszenia - ,,Wszystko będzie dobrze”, pewnie nie odpowiedziałam słowami, pewnie miałam w oczach łzy, a w gardle kulkę nie do przełknięcia.
Albo jeszcze tak: Zima. Nowy Rok. Kolęda. Znowu ten dom, nie inny, ten kochany bolący dom, z wszystkimi jego udrękami i wspomnieniami, ale dom. Jeden, jedyny, mój. Na pożegnanie mówisz znowu konkretnie, nie cieniujesz, mnie nie żałujesz. Mówisz o pokorze i odwadze. Gdy odchodzisz, zamykam za sobą drzwi pokoju i pozwalam oczom skraplać jakieś wewnętrzne poruszenie. Znowu przeczucie, że Ty mnie rozumiesz. Czym jest ta nić porozumienia?

W dzień Twojego odchodzenia był sobotni poranek.
Oczekiwanie na świętowanie. Drugi panieński wieczór i urodziny. Wigilia niedzieli Dobrego Pasterza. 
Wracając, jestem trochę bezdomna, moje uczucia już jakby nic nie wiąże. Bliskość jakaś odchodzi, nitki się urywają, ludzie znikają. Nie mam z kim wymienić porozumiewawczego spojrzenia. Chciałabym wiedzieć co Ty o mnie myślałeś, gdzie mnie widziałeś… Jedyne czym mogę Cię teraz zadowolić (a może bardziej siebie?), to rudym kotem, którego umieszczę w tytule.

*Rudy kot wpadł do kuchni, gdy gość pił swoją herbatę z imbirem. Domowy zapiecek, cichy chłodny wieczór, rudy kot i zabawne gościa stwierdzenie, że może któregoś dnia napiszę o nim (tym rudym kocie) nowelkę - na razie tylko wspomnienie.

Komentarze

Popularne posty