dotyk

[Kobieta cierpiąca na krwotok, katakumby świętych Marka i Marcelina, Rzym]

~
widziałem Cię, kiedy uzdrawiałeś
chodziłem za Tobą
omijałem swój własny cień
nawet kiedy chciałem
nawet kiedy próbowałem
nikt nie chciał zbliżyć się na tyle, by dotknąć
myślałem ,,bliżej nie podejdę, może mnie nie przyjmie"
bałem się siebie
i tego co we mnie
ale kiedy zobaczyłem Cię samego
tak samo bezbronnego jak ja
proszącego Ojca...
pomyślałem że ta kruchość mnie przyciąga
więc przyszedłem
Jeśli chcesz...
Jeśli Ty tego chcesz, możesz oczyścić wszystko
i wtedy
poczułem delikatny szelest
a wszystkie miejsca ran
zajęły skrzydła motyla
a w powietrzu poczułem
zapach świeżych pomarańczy
***

Trąd to nie tylko rany zadane nam, ale też te które zadaliśmy sobie, raniąc innych. Myślę o tym, że łatwo jest wejść w rolę ofiary i usprawiedliwiać siebie, a przecież.. każde moje słowo, nieufność, odrzucenie Słowa, nieopanowanie języka, nieposłuszeństwo, wszędzie tam otwiera się rana, która boli nie tylko mnie, ale też osoby, które na mnie patrzą, które też nie mogą się zbliżyć. Można nie dotknąć fizycznie, a dotknąć Słowem, obecnością. Można zranić mówieniem, a uzdrowić milczeniem. Można byc samemu, a można trwać w Miłującej Obecności. Nawet w odrzuceniu, w niezrozumieniu wśród ludzi, Ty jeden wiesz.
Lekarstwo...Miłosierdzie.
Boże Miłosierdzie...zanurz mnie w sobie.

Komentarze

Popularne posty